Plan Ewakuacji

„Plan Ewakuacji”

Obrazek nie ma związku z moją reakcją na utwór. Jest to bardziej coś w rodzaju zagadki, którą postaram się rozwiązać (domysły i teorie spiskowe), ale o tym później. Rekapitulacja rekapitulacją, prokrastynacja prokrastynacją, ale dzisiaj czas na coś specjalnego. Zostawimy na razie 2006 na jednym wpisie, przeskoczymy całe Afterparty i zabierzemy się wreszcie za mięsko, czyli nowe utwory, o których zdarzało mi się nieśmiało coś wspominać tu i tam, ale na razie żaden z nich nie miał własnego tekstu. Próbowałem wynajdować setki różnych powodów żeby ociągać się z pisaniem (a każdy wie jak to jest kiedy zostanie się wybitym z rytmu i nagle systematyczność szlag trafia), ale jestem odrobinę zbulwersowany i muszę jakoś odreagować. Pewnie jesteście ciekawi czym? Każdy kto śledzi przecieki na temat nowej płyty zdążył już pewnie zapoznać się z teaser trailerem nowego teledysku, nieprawdaż? No właśnie. Ktoś chyba stwierdził, że jak Karaiby, no to Jamajka, ale zacznijmy od początku.

Pewne rzeczy najlepiej jest zilustrować dowcipem. Nie muszą być one jakoś specjalnie śmieszne, gdyż osobiście uważam, że lepiej żeby dowcip był „na temat”, niż żeby sam w sobie był bardzo zabawny. Hrabia siedzi w swojej posiadłości i wprost przeraźliwie się nudzi. Chodzi od okna do okna, bawi się zasłonami, w końcu rozwala się w fotelu, wzdycha, w ogóle nie wie co ze sobą zrobić. Wierny kamerdyner widząc to śpieszy na ratunek – A może pan hrabia ma ochotę zapolować na lisa? Hrabia odpowiada – Bez sensu i dalej gapi się w sufit. No to może partyjka szachów? Arystokrata przewraca oczyma i ponownie burczy pod nosem – Bez sensu. Kamerdyner się nie poddaje i rzuca kolejną propozycję – a może pan hrabia życzy sobie zagadkę? Znudzony hrabia tylko wzrusza ramionami i już ma odpowiedzieć to samo co zawsze, gdy nagle rozentuzjazmowany służący zaczyna – Co to jest? Włochate i wchodzi do dziury. Hrabia z lekkim ożywieniem podrywa się do odpowiedzi – Chuj! Lokaj chichocząc wyjaśnia – A nie, bo mysz. Hrabia – Mysz? W cipie? (dramatyczna pauza) Bez sensu. Koniec dowcipu. I to jest właśnie problem. CKOD – są „myszą w cipie”. Wróć. CKOD są po prostu myszą, a publiczność wciąż oczekuje czegoś pieprznego, nawet gdy zagadka jest już wyjaśniona. Stąd bierze się zresztą komizm dowcipu. Oraz swoisty tragizm sytuacji w której znalazł się zespół.

Wiem co powiecie. Razem z K. wałkujemy do znudzenia temat tego jaki to strasznie biedy i niedoceniany zespół z tych CKOD i że ludzie w ogóle nic a nic nie rozumieją. Ten płaczliwy ton zdaje się nieraz przypominać dziecko skarżące się pani przedszkolance, że Kasia taki ładny domek z klocków zrobiła, a Jacek wziął i rozjebał. Obaj jesteśmy kimś w rodzaju fanów, więc czasami emocje biorą górę, ale mimo wszystko wciąż warto o tym przypominać, bo staram się obserwować, jakie są reakcje i opinie na temat nowych utworów i odnoszę wrażenie, że znalazłoby się kilku hrabiów. A poza tym, do czego służą blogi jak nie do wylewania żali?

Skoro już wiemy do czego są blogi to należałoby sobie zadać pytanie do czego służy muzyka. Mądre głowy zaproponowały następującą teorię – muzyka pop nie służy tak właściwie do tańczenia, obrzędów religijnych, nie jest tłem dla wielkich narracji, nie jest nawet sztuką dla sztuki polegającą na doskonaleniu warsztatu czy na estetycznych poszukiwaniach. Więc co zostaje? Kwestia i-den-ty-fi-ka-cji (i walka klas)! Słuchamy tego lub tamtego tylko po to, żeby odróżniać przyjaciół od wrogów, żeby określić własną przynależność do grupy ludzi, których utożsamiamy z konkretnymi cechami, które postrzegamy jako atrakcyjne. Nie można o żadnej piosence powiedzieć, że jest obiektywnie „lepsza” od innej. Nawet jeśli porównujemy The Beatles i Yazoo (nie mam nic do Yazoo, wręcz przeciwnie, ale to pierwsza rzecz jaka mi przyszła do głowy). Dlaczego? Zizek (a niech sobie ma) też lubi dowcipy i często powołuje się na anegdotkę o pracowniku fabryki, który podobno kradł, ale ochrona nic nigdy nie mogła przy nim znaleźć, a taczka z którą wyjeżdżał zawsze była pusta. Oczywiście przedsiębiorczy robotnik okazał się złodziejem taczek. Na takiej samej zasadzie nie można zmierzyć wartości The Beatles. To ONI SĄ MIARKĄ. Punktem odniesienia. Ze względów historycznych, nie metafizycznych. „Krytycy muzyczni”, o ile można w ogóle używać takiego określenia, mogą posługiwać się porównaniami, ale ostatecznie zawsze sprowadza się to do kanonów i tradycji, które określają co jest dobre, a co złe. Dźwięki same w sobie nie mają znaczenia, bo muzyka to nie jest coś, co można zamknąć na płycie, lecz coś, co rozgrywa się pomiędzy piosenką a słuchaczem. Łatwo jest stwierdzić co nam się podoba, ale mało kto ma odwagę się przyznać dlaczego.

Plan Ewakuacji to piosenka, która mi się podoba, ponieważ zespołowi udało się skonstruować rzecz, która jest jednocześnie logiczną kontynuacją, ale też podważeniem ich wcześniejszego dorobku. Można być konsekwentnym w niekonsekwencji i po CKOD dalej można się spodziewać niespodziewanego. Lubimy oglądać horrory siedząc z kubkiem herbaty opatuleni w ulubiony koc i lubimy takie „niespodzianki” w wykonaniu zespołu, bo wciąż i tak wiadomo, że będziemy poruszać się w bardzo przyjemnych, znajomych nam regionach muzycznych, nawet jeśli będą zręcznie zamaskowane. Tak więc uczucie ja-pierdole-CKOD-gra-radiowy-pop-rock to raczej taki lekki podskok w fotelu gdy nagle zza rogu wyskakuje zombie, coś na co po cichu liczymy, bo lubimy się bać. I lubimy psioczyć na zespoły, które lubimy (to znaczy, że nam zależy). Zasadnicza różnica między nowym CKOD a zespołami w stylu, pfffffff, Video/Enej (nie że faktycznie jakieś bardzo podobne, ale powiedzmy że mieszczące się w kategorii pop rock) polega na tym, że cytując ś. p. Andrzeja Leppera prostytutki nie można zgwałcić (Video), ale taka grzeczna dziewczynka z dobrego domu (CKOD), która nagle trochę za dużo wypiła i zaczyna robić niegrzeczne rzeczy i sama w końcu nie wie kto jest winny to zupełnie inna sprawa i tutaj zaczynają się plotki, intrygi, szantaże, ale tak w sumie to jest w tym jakieś perwersyjne piękno. CKOD flirtujące z popem to incydent, który „nie powinien” się wydarzyć, ale z wypiekami na twarzy podglądamy co się będzie działo dalej. Widzicie? Czysta polityka. Taka sama muzyka grana przez muzyków z inną historią może mieć zupełnie inne znaczenie. Są etatowe kurwy i są zagubione dzieciaki z przedmieść szukające wrażeń.

To co z tą muzyką? Ciekawe rzeczy się dzieją. Pierwsza rzecz jaka mi się rzuciła w oczy (uszy) to brak gitary basowej. Bas na syntezatorze? Pomyślałem, że się chyba w końcu tych odniesień do Foxxa doczekaliśmy. Coś w tym jest. Na koncertach Qbx dosłownie odstawia w tym kawałku gitarę i gra pałeczkami na padach perkusji elektrycznej (te „cymbałki” co się ludziom z przedszkolem kojarzą), a partie basowe gra Kamil. Przy wokalu trochę się wystraszyłem, ale „trzecie” klawisze, które wkraczają przy drugim pewien zwykły ktoś to kolejna rzecz na plus. Przy refrenie zacząłem się chichotać, a po nim miałem banana na twarzy, który już mi nie zszedł do końca kawałka (a potem pojawiają się jeszcze „czwarte” klawisze). Ostro panowie, ostro. Są osoby, z którymi dziele podobne płaszczyzny muzyczne, a jednak utwór im się nie podoba. Doskonale to rozumiem. Nabroili tym kawałkiem strasznie i jednych to rozczuli, ale drugie tyle wkurwi. Zespół rozmienia się na drobne. A ja mówię – niech sobie szaleją. Jeśli o mnie chodzi to żadne granice dobrego smaku nie zostały przekroczone i wciąż jest to muzyka z którą mogę się identyfikować, wciąż są mrugnięcia okiem i sygnały dla wtajemniczonych które jestem w stanie rozpoznać, wciąż jest w tym ta sama niezgrabna kokieteria i niedojrzałość, którą postrzegam jako atut. A co mi nie pasuje? Kontrowersyjna koszulka w teledysku. Klipy Krzyśka są, jakie są i nie jestem jakimś specjalnym ich fanem, ale to poklatkowe dziwadło to jest jakieś nieporozumienie. Tak to jest jak się powierzy robotę komuś z zewnątrz. Różne są rodzaje egzotyki ale jak ma się CKOD do reggae? Poczułem się jak debil. Mamy w nowym CKOD dużo chórków i egzotycznych motywów (nie byliby przecież sobą, gdyby nie odnieśli się jakoś do tego co się teraz dzieje w US/UK), ale że niby polskiemu słuchaczowi trzeba podpowiadać nie ma może gitar na przesterze, ale wiesz, jest git, to nie jest obciach, tak się teraz gra na zachodzie, nie wiem jak by ci to wytłumaczyć, bo ty pewnie nawet MGMT nie kojarzysz … o! mam! to coś jak reggae! Jesteś licealistką/studentką humanistycznego kierunku, masz dredy, to pewnie kojarzysz co jest pięć i ja ci mówię, że jak wolisz reggae od metalu albo punku to w takim razie nowe CKOD też ci się na bank spodoba. Ja nie wiem czy to jest dobry target, bo odpowiedź będzie brzmiała – Mysz? W piździe? Bez sensu. Tutaj na chuj się pchałeś hippisie, a na boku jakieś poklepywanie rastamanów po plecach. Bardzo nieładnie. Niby zespół nie zawinił, ale jednak. Coś na zasadzie pieniądze się znalazły, ale niesmak pozostał.

Plan Ewakuacji

100 lat

„100 lat”

Po raz kolejny zmieniam album. Wcześniej czy później i tak wrócimy do wszystkich piosenek CKOD, załatamy wszelkie dziury i poprzyglądamy się interesującym detalom, na razie jednak skupmy się na innej rzeczy – postępie. Prawdopodobnie jest to złe określenie, bo wyraz ten implikuje zmiany „na lepsze”, a w przypadku CKOD mamy ciągle do czynienia z dwoma równoległymi zjawiskami, które w pewnym sensie się pokrywają: ruchem i ucieczką.

Pierwszym sygnałem zwiastującym to jakiego rodzaju utworów możemy się spodziewać na trzeciej płycie były dwa nowe kawałki – jeden z Internationala (It never happens to us) i jeden oficjalny przeciek (Fashion magazines). „To nie zdarza się nam” brzmiał bardzo w stylu bardziej melancholijnych utworów z pierwszej płyty, natomiast „Sto Lat” to znaczy „Fashion Magazines” był krótkim zastrzykiem energii. Czy tego typu sytuacja nie brzmi znajomo? Trochę jak z „Armią Zbawienia” i „Na wszystkie 4 strony”. Tym razem wciąż nie było jednak do końca wiadomo czego możemy oczekiwać. No dobrze, mamy dwie nowe piosenki, ale co z tego? Przecież pierwsza z nich została zaaranżowana właśnie w taki sposób, żeby dla zagranicznego słuchacza reedycja debiutu z bonusami sprawiała wrażenie jednolitej. „Fashion Magazines” chyba niejako z rozpędu utrzymana została w tym samym klimacie. Dlatego właśnie nowe utwory miały w sobie te około-debiutowe echa, żeby się jakoś specjalnie nie wyróżniać. Kwestia brzmienia, nie kompozycji samych w sobie. Analogicznie, na koncertach materiał z różnych płyt również sprawia wrażenie dosyć spójnego. Mamy więc do czynienia z zespołem, który na przestrzeni lat wypracował specyficzne brzmienie koncertowe, którego się trzyma, oraz z jego alternatywnym, płytowym obliczem. Sytuacja jest nieco schizofreniczna, ale ma to sens. Płyty i koncerty rządzą się swoimi prawami i niektóre rzeczy sprawdzają się dobrze tylko w przypadku jednej z opcji. Przy CKOD, gdzie mamy do czynienia z kreatywnymi, lecz niekoniecznie „uzdolnionymi” muzykami, wariant „czad na koncertach + eksperymentowanie na płytach” to optymalne rozwiązanie. Pewnie się już domyślacie jaki będzie mój główny zarzut pod adresem 2006.

Z Cool Kids Of Death nigdy tak do końca nie wiadomo, czy ich wypowiedzi należy traktować poważnie czy nie. Okazało się, że obietnice że na trzeciej płycie będą brzmieć jak The Human League to jedna wielka lipa. Jestem naiwny? Wbrew pozorom miało to sens, bo lata 80te znów były (i chyba są bardziej niż kiedykolwiek) w modzie. Super Girl & Romantic Boys to był wcześniak jeśli chodzi o revival i jednak fascynacja nieco innymi nurtami, ale przecież CKOD też mogli stwierdzić, że skoro na Echoes się udało, to może warto nieco utemperować gitary, a na pierwszy plan wysunąć klawisze i rytm. Gdyby jeszcze znieśli prohibicję dotyczącą pisania piosenek o miłości to prawdopodobnie spełniłyby się wszelkie moje muzyczne fantazje. Biorąc pod uwagę to, że Kuba zrobił podkład do coveru OMD „Souvenir” na debiutanckiej płycie Ani Dąbrowskiej, że na swoim profilu na myspace wrzucił własną wersję „Hiroshima Mon Amour”, pamiętając o wyznawanej przy każdej okazji miłość do Johna Foxxa i zwracając uwagę na różne inne sygnały, potraktowałem to całkiem poważnie. Narobiłem sobie smaku i ubzdurałem, że CKOD wrócą do niebanalnych piosenek o miłości w nowej, syntezatorowej oprawie. Ukłon w stronę synth-popu od Qbx’a i zaznaczenie swojej britpopowej proweniencji ze strony Krzyśka to dwa składniki, które zagwarantowałyby dla mnie płytę wymarzoną.

Okazało się, że zespół wybrał nieco inną drogę. 2006 to płyta nagrana pod hasłem a teraz pokażemy wam jak CKOD brzmi na żywo. Chyba zespół trochę za bardzo uwierzył w to, że w Polsce płyta jest obecnie tylko czymś w rodzaju gadżetu reklamującego koncerty. Są to piosenki ewidentnie pisane pod występy na żywo, a cały album można traktować jako wypieszczoną rejestrację koncertu na setkę. To dobrze, że w dyskografii pojawia się pozycja tego typu, ale trudno nie odczuwać pewnego niedosytu. Pozostaje mieć nadzieję że zespół, zanim się rozpadnie, wyda płytę z największymi przebojami w nowych aranżacjach i usłyszymy przynajmniej kilka z tych utworów w wersjach nieco bardziej urozmaiconych. Skąd moje podejrzenia, że to wszystko mogłoby wypaść lepiej? Wróćmy do dzisiejszej piosenki, czyli „Sto Lat”. W porównaniu ze swoim anglojęzycznym alter-ego „Fashion Magazines” brzmi płasko i nijako, bo chociaż jest bardziej naturalne, to jednak nie ma w sobie tej energii. A sama kompozycja? Już o tym pisałem, ale „Sto Lat” to w moim odczuciu taki trochę tribute dla Motorhead, który troszkę odstaje od reszty utworów na 2006. Power na koncertach to rzecz, która niestety w przypadku CKOD mnie aż tak bardzo nie interesuje. Dodatkowo nie podoba mi się tekst. Jakieś klęczące baby i piejące koguty zupełnie mi nie pasują do typowo miejskiego zespołu jakim są Cool Kids Of Death. Prawie jak obcy element z innego wymiaru, który burzy całe nasze wyobrażenie o muzyce której słuchamy. Nie przepadam za tą piosenką, ale przeważnie na 2006 jest już tylko lepiej.

No dobrze, dobrze. Ale skoro zdradziłeś już nam swoje fantazje dotyczące idealnej drogi jaką powinno było obrać CKOD, to musisz się teraz jakoś ustosunkować do piosenek z Planu Ewakuacji. Co sądzisz o „Wiemy Wszystko”? Czy właśnie na taki rozwój liczyłeś? No cóż, podobno spełnienie fantazji może przeobrazić się w największy koszmar. Czy tak jest również w tym przypadku? Na razie się nie zanosi. Owszem, podczas słuchania „Wiemy Wszystko” pojawiła się u mnie pewna obawa, jednak sprawa wyjaśni się dopiero gdy zapoznam się z resztą utworów. Jest pewna rzecz, która mnie drażni, jednak prawdopodobnie to tylko detal. Ogólnie rzecz biorąc po usłyszeniu tej piosenki moje zainteresowanie płytą drastycznie wzrosło. Wydaje mi się, że zespół postanowił wrócić po własnych śladach i zacząć prawie od nowa. Mamy więc do czynienia nie z piątą płytą CKOD, tylko z drugą płytą z alternatywnej rzeczywistości. Gdzieś również natknąłem się na podobną opinię, także nie jestem osamotniony w tym przeczuciu. Oczywiście tego porównania nie można brać dosłownie, bo jeśli potraktujemy Plan Ewakuacji jako zaginioną płytę z przeszłości to pojawią się wtedy dziwaczne anachronizmy w stylu puszczenie oka do Animal Collective, ale generalnie lubię myśleć o nowej płycie właśnie w ten sposób. Jest świeżość i przestrzeń, ale również atmosfera końca lata i dojrzewania. Jest tu zapowiedź nieuchronnego rozstania. Czytając niektóre opinie odnośnie „Wiemy Wszystko” można łatwo zrozumieć dlaczego zespół planuje zawiesić działalność. Ile lat można tworzyć muzykę, której prawie nikt nie docenia? Jak długo można być famme fatale polskiej sceny, którą wszyscy wiecznie wyzywają od kurew? Dlaczego w tym smutnym kraju od tylu lat jedynym odzewem na hasło klawisze jest disco-polo/komercja/pop? Z drugiej strony, dlaczego o utworach takich jak „Sto lat” nie ma tak wielu niepochlebnych opinii?

100 lat